piątek, 23 lipca 2010

~Jak to~

Oglądam zdjęcia z przeszłości i zastanawiam się jak to się dzieje, jak to możliwe, że nie miałam żadnego wpływu na to, co się dzieje. Inaczej wyobrażałam sobie rodzinę, do czego innego w swojej głowie się przygotowywałam. A wszystko i tak zadziało się po swojemu. I nie mówcie mi, że życie jest w moich rękach. Tak jest, ale decyzję mogę podejmować tylko w jakiejś 1/4. Reszta to przypadek, splot zdarzeń, wynikłe z czegoś tam okoliczności.
Tęsknię. Nawet nie za J. Ale za dziewczynami, za Olą, Moniką, Leną i małymi. Na zdjeciach oglądam jak pięknie rosną. Kurcze przywiązałam się do nich i brakuje mi ich. Wiem, że mogę zadzwonić, nawet się spotkać. Ale to już nie to samo. Poza tym nie udało by się uniknąć tematu. A ja naprawdę wolę zapomnieć o tym, co było. Tak jest łatwiej.
Czasem bardzo tęsknię. Jakby ktoś wyciął mi tę część pamięci, która opisuje, co było złe. Wiem, że ta specyficzna więź już umarła. Z nikim nigdy tak się nie zrozumiem (choć On pewnie żyje w przekonaniu, że totalnie go nie rozumiałam), rozumiałam i dlatego było tak trudno. Ten sam rodzaj głupiej wrażliwości. Kiedy czuję, że znowu spadam głos w głowie powtarza: EJ, ON CIĘ NIE CHCIAŁ, NIE KOCHAŁ, ZOSTAWIŁ. I od razu rodzi się pytanie: dlaczego?
Na szczęście te momenty zdarzają się już coraz rzadziej i co najdziwniejsze w ogóle nie idą w parze z tym, co dzieje się obecnie. To gdzieś tam w środku są emocje, z którymi nie umiem walczyć. Muszą się wypalić.
M. jest zupełnie inny. Dla niego nigdy nie będę Księżniczką i Skarbem. I to przeraża, ale i cieszy. Bo mogę żyć sobie spokojnie obok wiedząc, że nie jest w stanie złamać mi serca. Bo tego, co zepsute nie da się zepsuć jeszcze bardziej.
Jedynym prawdziwym skarbem jest Hania. Celem, ale i strachem. Jak stworzyć jej dom pełen miłości? Ona będzie kochana na pewno najbardziej na świecie, ale my? Mam wrażenie, że M. prędzej czy później zacznie mnie zdradzać, ja myslami będę gdzieś indziej... jak to pozlepiać z powrotem. Zresztą czy to kiedyś było całością?

czwartek, 15 lipca 2010

Lepiej, dziwniej

Jest jakby trochę z górki. Czuję się już troszki lepiej i moje emocje jakby lekko się uspokoiły. Dalej buczę z byle powodu, ale tego nie przeskoczę - hormony.

Z M. też jakby lepiej. Zaczynam widzieć światełko w tunelu. Przyzwyczajam się, że nie będzie tak jakbym sobie wymarzyła. Tylko kto powiedział, że marzenia zawsze są mądre?

Zaczęłam też rozmawiać z J. Nie ma to trybu stałego, ale on od czasu do czasu szuka powodu do zaczepki, a ja odpowiadam. Nie sądziłam, że będę potrafiła. Dalej jestem na niego zła i czuję się zraniona, ale nie umiem go nienawidzieć. Kiedyś o nim zapomnę na amen. Przynajmniej mam nadzieje... Bo teraz i tak nie da się cofnąć czasu.

A z rzeczy dużo cudowniejszych...

Moja bezwstyda córka pokazała nam co ma między malutkimi nóżkami, więc mamy już pewność, że Hanuś jest Hanusią. (Czego ja byłam pewna już od jakiegoś czasu). Czekam aż mnie wreszcie kopnie (wiem jak to brzmi), bo zaczynam się już niepokoić. Jestem takim paranoikiem, że nigdy w życiu bym się o to nie podejrzewała:)) (no dobra, wiedziałam). Gadam do tej mojej córki, albo na głos, a jak nie mogę to w głowie i momentami już się nie mogę doczekać aż się urodzi. Zrozumiałam też trochę moją mamę i jej sposób wychowania mnie, o który było swego czasu tyle awantur...

Kiedy usłyszałam od M., że zasłaniam się ciążą, że histeryzuję, że żadne przywileje mi się z tego tytułu nie należą itd. Kiedy po raz kolejny udowodnił mi, że jeśli mam na kogoś liczyć to tylko na siebie, bo on mi nie pomoże (już to wiem) zrozumiałam, dlaczego moja mama chciała bym była silna. Muszę byc gotowa na takie sytuacje. Na to, że pewnego dnia możliwe, że zostanę sama i wtedy będę sobie radzić i dam radę, właśnie dzięki mamie.

6 sierpnia ślub. Kiedyś sądziłam, że będę go przeżywać itd., ale generalnie... wcale mnie to nie obchodzi. Gdyby nie mama to chyba poszłabym tam w zwykłej sukience z szafy i nie robiła takiego cyrku. To dla mnie jakieś takie podpisanie papieru, a nie prawdziwy ślub. Takie jakieś dziwne coś, co trzeba odbębnić - żeby móc wziąć kredyt. Może kiedyś, gdzieś wezmę taki wymarzony ślub, ale to ani czas ani miejsce, ani...

Czasem marzę, żeby moje stare życie wróciło. Tata byłby zdrowy, ja spałniałabym swoje marzenia (jak choćby odsuwany motor) i byłoby git. Ale wtedy nie byłoby Hanki, a ona pewnie będzie moim największym skarbem. Robię to samo co moja mama. Czy historia zawsze musi się powtarzać? Czy od tego nie da się uwolnić?

Muszę nauczyć się olewac i żyć po swojemu. To jedyna szansa by przetrwać i nie zwariować.