wtorek, 23 czerwca 2009

Złotko uważaj Błotko:)

Od zawsze staram się choć troszeczkę przeniknąć tę męską filozofię, która jest dla mnie przynajmniej arcyciekawa i zaskakująca.
Oczywiście wiemy, że mężczyźni są mniej emocjonalni, racjonalni, no i ... pragmatyczni. Romantyzm zarezerwowany jest na pierwsze 5 randek... potem... a potem jest już normalnie:)
Moja przyjaciółka Ania tuż przed zeszłym Bożym Narodzeniem zastanawiała się na głos jadąc z mężem samochodem czy zamawiać kogoś do mycia okien czy lepiej zrobić to samej i zaoszczędzić. Dywaguje, rozmyśla, po cichu licząc oczywiście, że ślubny tknięty uczuciem powie: „Ależ kochanie co się będziesz męczyć, niszczyć swoje malutkie deliatne rączki, weź kogoś do tej wstrętnej roboty". Na to mąż najpierw w ciszy skupiony oświadcza:„ Weź kogoś, bo jeszcze się z drabiny zwalisz i będzie kłopot na Święta".
Wpadłybyście na to?:D:D
To jest myślenie perspektywiczne.
Mój ukochany natomiast jest praktyczny. Potrafi wszystko pokazać mi na wykresie... wytłumaczyć i nawet jak mi zimno na spacerze (w podtekście znaczy to: PRZYTUL MNIE) mówi, żebym szła szybciej. Kwiestia ciepłoty ciała utrzymywanej przy regularnym wysiłku:)
To może drażnić, może nawet wkurzać, ale może też rozczulać... wszystko zależy do podejścia. Bo tak samo jak naszą emocjonalność tak i ich cechy trzeba po prostu zaakceptować albo się złościć. Tylko, że od tego ostatniego to się zmarszczki robią, więc się nie opłaca:)

piątek, 19 czerwca 2009

Nie chcę:)

http://www.youtube.com/watch?v=1xbHecIalr0

I tylko aż tyle:)

czwartek, 18 czerwca 2009

Kobieta plus garaż równa się chaos:)

Nie lubię, nie cierpię, ba zaryzykuje nawet stwierdzenie: boję się podziemnych garaży w marketach. Dziś znów miałam okazję przypomnieć sobie dlaczego nie lubię jeździć do Galerii Mokotów, jeździć sama. Wjechałam wraz z tłumem innych aut na poziom zero parkingu podziemnego, który pięter ma kilka. Zobaczyłam miejsce, zaparkowałam. Normalnie pewnie szukałabym czegoś bliżej wjazdu, bliżej wyjazdu. No nie wiem... bliżej czegoś tam, a nie stawała tak od razu jak ci frajerzy co to prowadzą wózki pod hipermarketem przez cały parking;)

Na parkingu podziemnych nie jestem łowcą, jestem ofiarą. Wysiadłam i tak: rybka, E 21, rybka E21, rybka E21... Oglądam się raz jeszcze: rybka E21... Wchodzę do na górę (jakimiś dziwnymi schodami, które na pewno nie raz już grały "miejsce zbrodni" w serialu Pitbull). No tak teraz kolejna rzecz do zapamiętania: wyszłam na przeciwko Ispotu! Ile to już faktów do zapamiętania. Wizyta w Gm przyjemna, ukochany, znajomi, dobry film w kinie na górze, sielanka, relaks... I szukamy samochodu. Po raz kolejny nie posłuchałam głosu rozsądku i zamiast wracać drogą, którą szłam postanowiłam zrobić skrót. Wychodzę, jest parking, poziom rybka, jak to było dalej?? E21.... kolor? Chyba niebieski. Biegnę w kierunku niebieskich słupów, są na drugim końcu parkingu, nie mogę znaleźć ani E ani 21, kończy się na 5. Pot występuje na czoło... Boże przecież to chyba tutaj, GDZIE JEST MÓJ SAMOCHÓD?????????!!!!!!!!!!!1

Parę minut biegania, dochodzę do wniosku, że chodź byłam pewna to nie może być niebieski. Idę drugim tropem, poszukam literki E. Kiedy jestem gdzieś przy M wbiega na mnie blondynka z rozszalałym wazrokiem. Oho, znam ten wzrok.... "Ja już dobre 5 minut szukam!" - dzielę się swoim bólem. "No bo gdzie jest to czerwone E21..." mówi ona. "Niemoźliwe, ja też (z radości, że to nie tylko ja mam ochotę ją ucałować) Czerwone? Chyba niebieskie?" I tak rozmawiając idziemy, gdy nagle przed nami wyrasta nasze wymarzone E21 ZIELONE!!!!!!!!!!!

Uśmiech, śmiech, rechot... Dwie blondynki na parkingu:) "Miłego wieczoru"

A do GM tylko z J. On by nigdy nie zgubił samochodu:))

środa, 17 czerwca 2009

Jestem świeżo po lekturze pewnej książki... Pia Melody „Toksyczne związki". I jestem pod ogromnym wrażeniem. Jakby ktoś pisał o mnie i o moich kłopotach. Czytałam o swoich emocjach i głowne uczucie jakie mi towarzyszyło to... ulga. Nie jestem sama, nie jestem nienormalna i to da się wyleczyć.
W sytuacjach stresowych reaguję dziwnie. dziwnie? Znaczy inaczej niż zwykle. Kiedyś zabrano mi dużą część mojej dziecięcej godnośći, więc teraz bardzo łatwo mnie zranić. Bardzo łatwo uderzyć w moją dumę, wystarczy tylko podnieść rękę.
jestem tego świadoma, a to już dużo, ale wiem że niewystarczajaco. To wszystko ciężka praca, której ogrom przede mną.
Ale to nie jest moment w którym umiem być odpowiedzialna za uczucia jeszcze kogoś. Chcę trzasnąć drzwiami i wyjść. Powiedzieć spieprzaj, nie takiego czegoś chciałam. Jednak zostaję z tym cholernym przekonaniem gdzies głęboko, że On jest właśnie tym jedynym, że to się wszystko poukłada.
czy to lekcja cierpliwości dla mnie?
Jestem wściekła, ale razem spokojna.
Próbuję grubą kreską odciąć i zacząć od nowa, again, and again.
Zobaczymy czy to się uda. Za jakiś czas pewnie będę to czytać ze zdziwnieniem, że to były aż TAKIE emocje. Ale były, są.... i to się w tej chwili liczy.

niedziela, 14 czerwca 2009

Najtrudniejsze zadanie

Nabardziej fascynująca, ale chyba najtrudniejsza przygoda... odkrywanie siebie. Brzmi idiotycznie prawda? Każdy przecież siebie niby zna najlepiej, ale to bzdura. przynajmniej w większości przypadków jakie znam.

Nie chcę być źle zrozumiana. Wcale nie znaczy, że jestem jakaś lepsza bo tyle nad sobą pracuję. Bardzo chętnie rzuciłabym to wszystko w diabły i zajęłabym się wyłącznie kontemplacją przyjemnej rzeczywistości, ale tak się nie da. Raz rąbnęło w diabły i wtedy zmieniło się wszystko. To był też moment, w którym postanowiłam: nigdy więcej. Żadnym kosztem. Wszystko, co na mojej drodze będzie sprawiało, że znów zacznę się bać tego co wtedy zostanie usunięte. Choćbym miała gryźć, kopać, a nawet zrezygnować z miłości. Najważniejszy jest spokój. Robię to wszystko, bo widzę jasny cel - dzieci. Nie chcę by przeze mnie ktoś cierpiał. Nie chcę kulawo wychować kolejnych kulawych. Dla mnie szczęście jest w spokoju, w poczuciu bezpieczeństwa, w poczuciu bycia kochaną i akceptowaną. Nie potrzeba fajerwerków (wytarczy od czasu do czasu jakaś miła niespodzianka z elementem zaskoczenia) wystarczy nas dwoje. Może dlatego niepewność jest taka przerażająca.

I te wszystkie marzenia od lat te same... 

sobota, 13 czerwca 2009

Niemoc, która złości

Czy można pomóc komuś, kto wykańcza się praktycznie na twoich oczach? Od dwóch lat wiem, że jeśli jeden z moich znajomych nie przestanie pić - umrze. Proste przełożenie, proste słowa, a za nimi żywy człowiek. Nie daje sobie przetłumaczyć, nie można go do niczego zmusić... w końcu to dorosły, odpowiedzialny człowiek. Niby inteligentny, oczytany, bardzo elokwentny, z którym zawsze jest o czym porozmawiać, a w kwestii alkoholu kambur tępy i ciasny. Lekarze osttrzegali i ostrzegają, wątroba nie wytrzyma, a on? Dociera przez miesiąc, a potem ta sama bajka. 

Wiem, że to choroba. Alkoholizm jest gorszy niż depresja, nerwica i wszystkie inne fizyczne np. rak. Dlaczego? Bo tu wszystko teoretycznie zależy od Ciebie, przecież wystarczy żebyś przestał pić. Ale skoro tak jest to czemu wciąż tylu pije? Patrząc na kogoś takiego masz ochotę potrząsnąć nim zdrowo. Tylko, że to nic nie da.

Dopóki on nie zda sobie sprawy, że wóda od dawna już jest silniejsza od niego nic z tego nie będzie. A my znajomi jesteśmy bezsilni. Możemy o tym gadać, możemy wymyślać, prosić, kłócić się, ignorować, pchnąć na dno... Może wtedy to pomoże?

Wiem jedno, pewne doświadczenia życiowe nauczyły mnie trzymać z dala od alkoholu i pijących. Gdyby mój mężczyzna zaczął pić odeszłabym. Ja już wiem, że takiej osoby nie da sie wyciągnąć, jeśli ona tego nie chce. I wiem też jak bardzo jestem czuła na wszelkie symptomy.

Mogę wybaczyć wiele rzeczy i z wieloma mogę żyć, ale nie z tym!!!

piątek, 12 czerwca 2009

Czasowstrzymywacz

Czasem dojście do niektórych wniosków zajmuje mi dużo dłużej niż innym. Może jest to podcinanie gałęzi na której sama siedzę, ale taka chwila szczerości jest potrzebna, ot tak.

Zajęta własnymi myślami, zatopiona w wyobraźni nie zauważam czasem, że inni... też się boją, nie są pewni, czekają na pochwałę. Zupełnie jak ja, jak wszyscy. A w chwili kiedy ta prawda wąskimi ścieżkami dociera we właściwe miejsce pojawia się ulga. Kurcze nie jestem Odmieńcem.

Porównywanie się z innymi nie jest dobre, bo zakładając że każdy jest inny i ma za sobą inne doświadczenia to może to prowadzić do niezłego galimatiasu. Ale w chwilach zwątpienia, samotności, niepewności warto pomyśleć o innych. To pomaga.

Jeszcze parę miesięcy temu kiedy byłam taka całkiem sama budziłam się rano w ciszy i czasem było mi bardzo smutno. Ciężko wstać bo i po co, przecież nawet jak się nie ruszę to nikt nie zauważy. Oczywiście byli i są przyjaciele, ale wiadomo że są momenty w których nie masz ochoty na towarzyskie spotkania z uśmiechem na ustach.

W takich chwilach kiedy już robiło się całkiem łzawo zaczynałam myśleć co robią wszyscy moi znajomi. Ci samotni i Ci sparowani, ci z dziećmi i bezdzietni i robiło mi się tak jakoś lżej na wysokości małego B. Nie tylko ja tak mam. To mi pomaga::)))

czwartek, 11 czerwca 2009

Pytania

Jak to jest, że czasem kiedy dostajemy coś czego wydawałoby się nam chcemy... jesteśmy zawiedzeni. Po co jest wyobraźnia i marzenia skoro powodują jedynie chaos. Wedle stwierdzenia: nie ma ideałów. 

Wielokrotnie już przekonałam się, że sporo moich pretensji i humorów spowodowanych jest oczekiwaniami. Używam wyobraźni, myślę i wymyślam scenariusze jakbym chciała żeby było i ... kiedy się tak nie dzieje pojawia się zawód i złość.

Zdrowo rozsądkowo wiem, że to głupie, bo 

a)nikt nie siedzi w mojej głowie, więc trudno żeby wiedział o co mi chodzi (mogłabym się jeszcze zacząć zadawać z jasnowidzem, ale to brzmi strasznie:)

b)niejednokrotnie sama łamię własne schematy i nie spełniam własnych oczekiwań

Po co więc są? Czy stanowią jedynie nieszkodliwe tło, którym nienależy się przejmować? A może to idealne sytuacje do których powinniśmy dążyć?

Niby powinno się mieć oczekiwania co do tego KOGOŚ. Ale z drugiej strony gdyby był taki przewidywalny byłby strasznie nudny. Dlatego lepiej postawić na żywego bądź co bądź pełnego niespodzianek faceta. Tylko wtedy można się nauczyć czegoś wartościowego... zakładając tabularasę i obserwując.

A jak będzie to już zostaje czas... i uczucia:)

czwartek, 4 czerwca 2009

Rozsypana

Jest mi źle i nie wiem jak sobie z tym poradzić. Jestem zmęczona tym mętlikiem, a to co dziś uratowało mój nastrój to piosenka Grechuty... Już pare razy pomogła i jak tu nie wierzyć w zbiegi okoliczności? Włączam radio i ... od razu pojawił się uśmiech:)



Tyle było dni do utraty sił
Do utraty tchu, tyle było chwil
Gdy żałujesz tych z których nie masz nic
Jedno warto znać, jedno tylko wiedz


Że ważne są tylko te dni
Których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil
Tych na które czekamy

Pewien znany ktoś, kto miał dom i sad
Zgubił nagle sens i w złe kręgi wpadł
Choć majątek prysł, on nie stoczył się
Wytłumaczyć umiał sobie wtedy właśnie że

Że ważne są tylko te dni
Których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil
Tych na które czekamy

Jak rozpoznać ludzi których już nie znamy
Jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych
Jak oddzielić nagle serce od rozumu
Jak usłyszeć siebie pośród śpiewu tłumu

Jak rozpoznać ludzi których już nie znamy
Jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych
Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję
Odpowiedzi szukaj, czasu jest tak wiele

Słowa: M. Grechuta, Muzyka L. K. Pawluśkiewicz

środa, 3 czerwca 2009

Niepaląca

Zdałam sobie właśnie sprawę, że... nie myślę o paleniu. Łapię się na tym, że już nie wiem który to dzień bez papierosa. I jeszcze jakoś nie mogę w to uwierzyć:)
Wolna, free... fajne uczucie. Rozpiera mnie duma z siebie samej jak przypomnę sobie co było rok temu:)
To wszystko czasem tak zaskakuje... nic nie jest wg planu, ale jest cudownie:)
Dlatego wiem, że nie warto się martwić na zaś, bo powodów do zaskoczenia może być wiele.
Szczęśliwa, zakochana patrzę czasem jak Ten Pan obok mnie śpi i myślę, że bardzo się cieszę, że jest w moim życiu.
Baaa często mam wrażenie, że to już koniec czekania. Że teraz już jest coś, co się buduje, ale właśnie z Nim, z tym facetem... Takim podobnym, takim innym, takim cudownym, takim moim