wtorek, 22 czerwca 2010

Oj

Bardzo ciężko przechodzę tę ciążę. Nie, nie. Jestem zdrowa i dziecku też nic nie jest. Pod tym względem mam dużo szczęścia. Ale psychicznie zupełnie nie daje sobie rady. Wszystko mnie denerwuje, miewam napady wściekłości albo doły. Jak jestem zła - jestem w stanie zrobić wszystko. Rzucam przedmiotami, robię rzeczy niebezpieczne i co tu dużo mowić, głupie. Boję się siebie w takich chwilach. Tak jak wtedy, gdy byłam chora... nie ufam sobie. Jestem tym przerażona. Nic nie jest jak być powinno, a M. też mi nie pomaga.

Dopiero teraz dotarło do mnie jak totalnie on mnie nie rozumie. Z jak innych światów jesteśmy. Nie wiem jak to będzie wyglądać dalej, ale na pewno nie będzie to sielanka. Nie tak to sobie wymarzyłam. Ale widać marzenia po prostu się nie spełniają. Bardzo chciałam, zeby życie mojej córki było inne niż moje, a właśnie mam wrażenie kalki. Buntowałam się, że nie chcę faceta jak mój ojciec, ale chyba tak się nie da.

Jak to wszystko będzie dalej? Chciałabym spełnić choc kilka marzeń, przynajmniej tych Haniowych. Ale nie wiem czy dam radę. Czy można tak po prostu zapomniec o sobie? Pogrzebać siebie dla dobra dziecka? Jestem zagubiona, bardzo zagubiona i czuję się z tym wszystkim strasznie sama. 

Nie chcę, żeby to dziecko wychowywało się w rodzinie, w której ludzie się nienawidzą. Chciałabym żeby widziała miłośc jakiej ja nie mogłam dostrzec.

Wybrałam faceta, który nie ma dla mnie litości. J. odchodząc życzył mi żebym spotkała kogoś lepszego niż on, ale... nie udało się.

wtorek, 8 czerwca 2010

Hania

Choć to dopiero czwarty miesiąc pan doktor stwierdził, że na 70 proc. Groszek będzie dziewczynką. Na tę chwilę czekam więc na moją Hanię. Ale szczerze? To naprawdę nie ma znaczenia. Chłopiec czy dziewczynka... będę każde z nich kochała tak samo mocno.

Nie umiem sobie jeszcze wyobrazić jak będzie wyglądać. Jestem przerażona tym, że będę mamą. Wydaje się sobie jeszcze taka dziecinna. Ale czy dojrzeje bardziej? Pewnie nie. Kurcze, skoro tyle dziewczyn sobie radzi ja też muszę. Ale najbardziej na świecie chcę, żeby Hania była szczęśliwa. Żeby nie miała takiego dzieciństwa jak ja.

Cała terapia, wszystkie awantury i poważne rozmowy z mamą, moje obwinianie jej za całe zło... Teraz momentami czuję się tak bardzo winna. Jak ja śmiałam cokolwiek jej mówić. Dopiero teraz zaczynam bardzo powolutku rozumieć. Teraz kiedy zupełnie nie możemy dogadać się z M. Przed nami ślub, z którego nie umiem się cieszyć. Czasem mam wrażenie, ze to wszystko nie tak! Ale nie da się cofnąć czasu. Zresztą chyba bym nie chciała, bo druga szansa na moją Groszkę może mi się już nie trafić. I jeszcze ta choroba taty. Czy starczy mi siły?

Czasem tak bardzo chciałabym zniknąć, uciec, zapomnieć, ale tak się nie da. Czy to prawda, że po burzy zawsze wychodzi słońce?